Witajcie, drodzy. Kolejny raz, niestety, notka nie ukazała się wtedy, kiedy powinna. A jednak. Nic na to nie poradzę. Także kolejny raz dzięki mej opiekunce jestem w rozterce emocjonalnej. Może to błaha wiadomość, ale chce oddać moje zwierzątko, moją inspirację, mój kawałek duszy, mojego kota. Dla mnie to prawdziwa tragedia. Żaden krzyk i żaden argument nie pomaga, w tej chwili czuję poważną gulę w gardle oraz wilgoć za oczami, acz nie jestem przyzwyczajona, by okazywać prowodyrom smutku słabości - mała lekcja od grona wojskowych w rodzinie. Cóż poradzę, jestem z nim związana tak, jak jeszcze z żadnym zwierzęciem - ci, co mają koty, znają to uczucie doskonale. To zwierzęta, które nie okazują miłości wtulając się czy aportując ci zabawkę. One po prostu są przy tobie, gdy ich potrzebujesz. Obserwują cię i pilnują, nieufnie spoglądając na twoich gości. Ze stoickim spokojem wysłuchają wiązanek przekleństw i narzekań w twoich zszarganych nerwach, mrugną przyjacielsko - "jestem tu, nie martw się już". To ani człowiek, ani pies. Indywidualiści, wspaniali na swój sposób. Niestety, ma rodzicielka wykazuje się niesamowitą znieczulicą, chcąc odebrać mi kolejne stworzenie dla własnej przyjemności. Moja psychika, niestety, jest silnie zszargana i jest mi wręcz przepisane posiadanie małego kudłacza - tylko do zwierząt się otwieram, do ludzi.. mało kiedy. A to prowadzi to dzikości i odosobnienia. Ale to temat rzeka, można rzec, jak już wspomniałam kiedyś. Powiem krótko - 70% moich załamań nerwowych spowodowane było i jest przez jej lekkomyślność. Co najśmieszniejsze i najsmutniejsze zarazem, ona nigdy tego nie zauważa. Wręcz przeciwnie. Naciska bardziej. Bo przecież "w tym wieku nie mam tajemnic ani problemów". Dotkliwie ostatnio odczuwam coraz większą presję z tym związaną i czuję, że dość lekka, ale męcząca depresja, w którą wpadłam przez nią i wyleczyłam się na wakacjach, powraca. Wierzcie mi, taki stan nie wróży nic dobrego w przyszłości. Już na niczym się nie skupiam, z niczym nie wyrabiam, przepłakane noce wracają. A po takiej chorobie człowiek już nigdy nie jest tak radosny jak wcześniej - co dopiero przebytej kilka razy.
Żeby odwieść swe myśli od tego duszącego ciężaru, jakim jest świadomość tego, że ona rzeczywiście może to zrobić i odebrać mi mojego małego przyjaciela, lepiej zajmę się notką. Miałam napisać kolejny raz w kategorii inspiracji, acz coś innego przykuło moją uwagę, tym razem z kategorii "fotografia", w której również w pewnym stopniu się specjalizuję - zaczęłam ją stosunkowo niedawno, acz zdążyłam wyjść z kategorii podamatora.
W porządku, to nie było zbyt wyszukane ani błyskotliwe zdanie, acz wcale nie musiało. Wszyscy niby to wiedzą, jednak mało kto się do tego stosuje. Fotografia w dzisiejszych czasach jednak tak zeszła na psy, że wystarczy kupić sobie pierwszą-lepszą lustrzankę i zrobić byle jakie zdjęcie, by już nas wszyscy uważali za profesjonalistę - druga kwestia, czy chcemy być za takich uznawani i się tym afiszujemy. Coraz częściej przyglądam się zjawiskom, gdy dziewczyny wstawiają na facebooka, czy inny portal społecznościowy, zdjęcie w lustrze z drogą zabawką, nie posługując się nawet balansem bieli czy głębią ostrości - mało tego! - nie mając nawet wprawnej ręki, robiąc z niepotrzebnym doświetleniem lub niedoświetleniem. Po prostu poruszone i paskudne. Nie powiem, taki widok dotkliwie kaleczy mój zmysł estetyki. Pytanie świerzbi na końcu języka - po co ci taki sprzęt, którego nie umiesz wykorzystać?
Za każdym razem pewna sytuacja bawi mnie tak samo. Ludzie patrzą na moje zdjęcia i wszyscy mówią niemal jedno: "Świetne kolory i ujęcie. Jaki masz aparat?". Dalej następuje głęboki szok, że robię zdjęcia telefonem i to z przeciętną rozdzielczością. Według mnie, nie są specjalnie dobre, ale rzeczywiście, jak na smartfon, jest to zadowalający wynik. Kocham robić zdjęcia, więc je robię. Czuję się jak Bóg Stwórca za aparatem i gdy mam możliwość ich zrobienia. To swego rodzaju przeznaczenie, gdy widząc zwyczajną ścianę, wpadasz w pisk i wyciągasz aparat, by najbliżej stojącej osobie zrobić zdjęcie, bo widzisz w niej coś innego niż wszyscy. Z tej pasji i zamiłowania wyszło kilkadziesiąt moich dzieł, widocznych na moim DeviantART'cie, a i doszło do tego, że nie raz słyszałam prośbę o sesję. Do tego dochodzi, rzecz jasna, zadowalająca zdolność obsłużenia się programami graficznymi, dając wynik swego rodzaju artyzmu. Może jestem w porównaniu do siebie lekko krytyczna, bo moimi wzorcami są profesjonaliści z drogimi aparatami, ale to już inny temat. Mnie na taki aparat absolutnie nie stać, a wena musi znaleźć ujście, inaczej mnie rozsadzi i będziecie zdrapywać mnie ze ścian.
Zatem - jak to robię? Co jest tak ważne, by spojrzeć na swój telefon czy słaby aparat łaskawym okiem, nie wymagając od rodziców czy siebie zbierania pieniędzy na drogi sprzęt? Jak zrobić zdjęcie, by zachwycić znajomych?
Jeśli macie zamiłowanie o identycznym, lub bardziej obsesyjnym stopniu, powtarzać wam nie trzeba o inspiracji - dla prawdziwych pasjonatów, zwykła - dla ludzi - ławka, stanie się dziełem sztuki.
Odpowiedź brzmi jasno. Technika.
Zróbmy zdjęcie czymkolwiek i zróbmy z tego sztukę, ale wiedzmy jak. Patrzmy na świat pod innym kątem niż wszyscy.
A zatem podzielmy to na kilka kategorii.
Perspektywa
Czyli coś, dzięki czemu zrobimy doprawdy świetne zdjęcie. Miałam w zwyczaju mawiać, że to ona jest najważniejsza, a to było już wtedy, gdy zaczęłam się parać fotografią. Musimy uważać na to, w jaki sposób trzymamy aparat. Jeśli zależy nam na mniej amatorskim wyniku, musi on mieć odpowiednie położenie. Najczęściej spotykam się u początkujących ze zdjęciami robionymi od dołu, gdzie to, co powinno być źródłem - człowiek, zwierzątko, kwiatek - jest na dole i jest niemal na siłę doczepiane do zdjęcia, a cała reszta to ściana, lub jeszcze mniej opłacalne tło. Krew zalewa. Zdjęcia z takiej perspektywy trzeba umieć robić - dostosować światło, wszystkie obiekty wokół i wiele innych, o wiele bardziej skomplikowanych rzeczy. Ta bezpośrednio na wysokości oczu także wymaga swego rodzaju skomplikowania spraw. Dlatego właśnie, jeśli zaczynamy robić zdjęcia, najlepiej zacząć od najprostszej perspektywy, mianowicie z lekkiej wysokości. Zdjęcie nie musi być robione bezpośrednio od góry, by nic poza czubkiem głowy widać nie było, czy też podobne, które oceniane są mianem "słitaśnych". Takie zdjęcie wcale takim być nie musi, jeśli potrafimy je zrobić dobrze - a do tego potrzebna jest praktyka. W niektórych przypadkach lepiej przykucnąć i zrobić na wysokości oczu, niż z daleka i z góry - to też tragedia. Czasami dobre zdjęcie wymaga położenia się na ziemi czy wspięcia się na coś - jeśli was to nie krępuje, można to spokojnie nazwać przeznaczeniem. Zdjęcie ma ukazywać coś, co widzimy my, a inni nie potrafią dostrzec.
Światło
Kolejna rzecz niezmiernie ważna, łącząca się z perspektywą, czyli to, jak uchwycimy światło. Wszyscy wiedzą jedno - zdjęcie nie może być niedoświetlone. Najlepszym światłem jest, rzecz jasna, światło dzienne, ale nim także trzeba umieć się bawić. Niektóre zdjęcia dla efektu są niedoświetlone, jednak by można było ukazać ich piękno, trzeba mieć coś, co będzie dla niego kontrastujące - może być to, równie dobrze, wyjątkowo delikatny snop światła. To wystarczy, by wspaniale podkreślić charakter naszego dzieła. W zdjęciu nie może być także tego światła zbyt wiele - powinno być stonowane delikatnym cieniem. Zdjęcia robione w sposób, w którym światło jest za modelem, wymagają wcześniej poważnego treningu z perspektywą i balansem bieli, dlatego nie polecam tego sposobu amatorom. Ktoś jednak może powiedzieć - "mnie to niegroźne, mam w końcu lampę!". Lampa. Najgorsze, co chcesz zrobić, to zdjęcie w ciemności z lampą. Powinno się nią posługiwać tylko i wyłącznie przy świetle dziennym, dla lepszego efektu kolorów. Jeśli nam go zabraknie, a także jakiegokolwiek innego źródła światła, którym możemy sobie pomóc - lampki z biurka, odpowiedniej żarówki w żyrandolu - odpuśćmy sobie. Wystrzegajcie się używania lampy, jeśli robicie zdjęcie z bliska. Nie dość, że w złym, zaostrzonym świetle przestawi rzecz, może i oślepić na chwilę modela, to w dodatku zdjęcie będzie nieuchwytnie amatorskie..
Autofocus
Dla mnie rzecz, bez której się nie obędę. Aparat bez autofocusa w tych czasach to na szczęście rzadkość. Szczególnie potrzebna do robienia tzw. zdjęć makro, czyli z bliska, podczas gdy reszta jest nieostra. Mogę spokojnie nazwać siebie prawdziwą miłośniczką takich zdjęć. Dobre aparaty oferują makro i głębię ostrości z dużych odległości, aparaty w telefonie, jakim posługuję się ja, niestety, rzadko mają taką możliwość. Niektóre wbudowane aparaty w telefonach mają możliwość ustawienia autofocusa przez dotyk, a przez to w wytyczonym dla nas miejscu. Ja param się, niestety, tym zwyczajnym, więc muszę radzić sobie jedynie przytrzymaniem przycisku aparatu, co jednak da mi i tak zadowalający efekt. By jednak zrobić dobre zdjęcie macro, trzeba mieć również dobrą perspektywę, światło (wszystko, tylko nie prześwietlone zdjęcie macro!), wprawną rękę - bo poruszone będzie ostatnim, co chcielibyście zobaczyć, oraz kilka serii ćwiczeń, w tym kierunku, za sobą.
Model
Coś cennego, co może nam się napatoczyć w naszej fotograficznej przygodzie, to oczywiście wspaniały model, który będzie z nami współgrał w czystej harmonii. Najlepszy to taki, któremu nie znudzi się szukanie odpowiedniego miejsca i tysiące poprawek, który nie czuje presji przed obiektywem, który czuje się i wygląda pewnie, który nie zirytuje się, gdy w pewnym, nieoczekiwanym momencie wyjmiemy aparat i nakażemy mu stać bez ruchu, bo właśnie w tym momencie ujrzeliśmy w zwykłej, nudnej ścianie kawałek naszego dzieła, inspiracja napadła nas i oplotła obślizgłymi, czepliwymi mackami, nie puszczając, dopóki nie wypełnimy swego celu (historia z życia wzięta, mój chłopak wpadł wprost w otępienie ^^;). Na początek modelami wcale nie muszą być obcy nam ludzie - może to ich wręcz przerazić. Inna sprawa, jeśli poproszą o to sami, jednakże wtedy musielibyśmy słynąć ze swych zdolności. Najodpowiedniejszym treningiem byłoby fotografowanie bliskich nam ludzi - podczas rodzinnych wypadów, wesel czy innych uroczystości, spacerów z przyjaciółmi. Podczas spaceru z przyjaciółką zaczęło się to u mnie, a efekty sesji były jak najbardziej zadowalające - zresztą, widzieliście je już. Jednym ze zdjęć z tej sesji jest grafika spod podpunktu "światło". Od tamtej pory się zaczęło, a fotografia zaczęła być nałogiem. Kto jednak powiedział, że modelem musi być człowiek? Nasze zwierzątko świetnie się w tym sprawdzi. Nawet nie zauważy, gdy będzie nam pozowało podczas zabawy czy odpoczynku. Niektóre zwierzęta, specjalnie pozujące profesjonalnym fotografom, muszą być do tego odpowiednio przystosowane - musi zabraknąć im wrodzonej strachliwości, muszą być odpowiednio wytresowane, by współpracować z człowiekiem, a przede wszystkim, muszą czuć się na planie swobodnie. Niektórzy twierdzą, że niektóre zwierzęta są do tego wręcz stworzone - wiedzą, kiedy dobrze wyglądać, a mając na sobie ubranko czy odmienny kolor futra wpadają wręcz w ekstazę, bo przecież są w centrum uwagi! Dlatego właśnie w takiej roli najczęściej sprawdzają się prawdziwe pieszczochy, chcące przede wszystkim zadowolić swego pana. I ja współpracuję z moim kotem. Ten, kto go ma, nie musi tego słuchać - te zwierzęta albo tego chcą, albo nie chcą. Mają jednak iście artystycznego ducha, a ich tajemniczy styl życia i dzikie usposobienie jest zastrzykiem inspiracji. Dlatego właśnie zrobiłam trochę z mego konta na deviantART'cie miniświątynię mojej kotki Bon-Bon. A jednak, nie musi być to ani człowiek, ani zwierzę, jeśli potrafimy sobie poradzić z odpowiednią perspektywą i światłem. Nie bójmy się eksperymentów! Zdjęcia można robić wszystkiemu. Sama jestem wielką zwolenniczką zdjęć konceptualnych, wyjątkowo modnych przez ostatni czas, przez co nawet rozwalone przez brata zabawki stają się dla mnie nowym modelem dla zdjęć. Kwiatek na polu? Jezioro? Co za problem! Na tym polega ta sztuka - zróbmy zdjęcie wszystkiemu, umiejąc to wyeksponować.
Kolory
Ostatnia najważniejsza rzecz, na którą składa się zarówno perspektywa, jak i światło, zaś autofocus i model są mało ważne. Wiadomo wszem i wobec, że światło nada kolorom zupełnie inny odcień, a odpowiednie go wyeksponowanie również zrobi z nim swoje. Co jednak, gdy to za mało? Warto sobie pomóc programami graficznymi. Na co zwrócić uwagę? Przede wszystkim kontrast. Musi być odpowiednio wyeksponowany. Nie ma nic gorszego, niż szarawe zdjęcie. Jeśli kontrast będzie zaznaczony, kolory od razu staną się wyraźniejsze, ale wtedy zdjęcie może zrobić się szarawe - trzeba też wiedzieć, jak nie przesadzić, czyli po prostu chwilę się tym pobawić. Druga rzecz, to nasycenie kolorów - najlepiej zrobić to wyjątkowo delikatnie, a pomóc sobie odpowiednimi filtrami. Jeśli zna się dojście, nie trzeba wcale mieć Photoshopa. Dobre filtry, a co za tym idzie - dobre kolory, potrafią poprawić i kontrast, i światło i wiele innych czynników. Zatem jak poradzić sobie bez popularnego Photoshopa? Otóż, pod naciskiem coraz to nowszych programów, dla wielu poznanych w tej dziedzinie, Photoshop jest po prostu marką żerującą na dobrym imieniu - podobne efekty można uzyskać w o wiele mniej skomplikowanych programach. Ja osobiście używam prostych programów i wystarcza mi to w stu procentach. Jakie programy mogę wam więc polecić, których używam sama?
- PhotoFiltre Studio - jest tego programu również darmowa wersja, PhotoFiltre. Jest to prosty programik, w którym łatwo się odnaleźć. Jest jego polska wersja. Można wiele na nim się nauczyć, choć nie jest zbytnio zaawansowany. To na nim praktykowałam swoją pierwszą grafikę - z łatwością pomniejszycie i przytniecie zdjęcie, dodacie ramki czy pobawicie się dość amatorskim, ale wystarczającym retuszem. Nadal go używam - jest to najszybsza forma nieskomplikowanej obróbki, jak właśnie zmiana rozmiaru czy rozszerzenia.
- Gimp 2 - znany wam zapewne, gdyż to niesamowicie popularny program. Niestety, jego niesamowite zdolności są ukryte pod wieloma skomplikowanymi nazwami, zakopane w mnóstwie kategorii. Trzeba zatem zaczerpnąć nauk od poznanych na nim grafików, gdyż wykorzystanie go w pełni graniczy z pewnością z umiejętnościami słynnego Photoshopa. Nie wierzysz? Spróbuj. Niemal nieograniczone możliwości, można poprzeć wgraniem dodatkowych brushy czy filtrów. Skomplikowany, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Jeśli się na nim poznasz, będzie ci towarzyszył przez całą twą artystyczną wędrówkę!
- PhotoScape - kolejny znany, jednak niedoceniany programik. Nie jest zaawansowany, ale ma kilka funkcji, których braknie chociażby Gimpowi - będzie ci dane dokładnie określić, jak mocno chcesz dać kontrast, jak mocno pogłębić zdjęcie, czy jak mocno nasycić jego kolory. Cenną funkcją jest funkcja Cross Process i tym podobne - nadanie zdjęciu oryginalnych kolorów. Sam program oferuje także robienie i modyfikowanie animacji, co jest wyjątkowo pomocne - i wcale nie trzeba inwestować w niby bezkonkurencyjnego Jasc Animation Shopa 3.
- Pixlr-o-matic - tutaj nie dostaniemy modyfikacji kontrastu, rozmiaru czy rozszerzenia. Niesamowitą, wręcz porażającą zaletą tego programu, są zupełnie, doprawdy różnorodne filtry, ramki i brushe, godne najwyższych dodatków do Photoshopa. Dlatego jeśli już zdjęcie przejdzie przez zmianę rozszerzenia, rozmiaru i kontrastu, warto zajrzeć tutaj - to nada waszemu zdjęciu zupełnie nowego charakteru! Co ważne, jest również wersja www tego programu - http://pixlr.com/o-matic/ . Używam, od kiedy poznałam, gorąco polecam.
Powodzenia!
Ja sobie korzystam czasami z PhotoScape :D i uważam, że ten program jest całkiem wystarczający :)
OdpowiedzUsuńŚwietna notka, przydatna, a takie lubię :*
Hejka ;3
OdpowiedzUsuńO matko, naprawdę strasznie ci współczuję :( Wiem, że utrata ukochanego zwierzęcia (nawet niezależnie od tego, czy to pies, kot, świnka morska czy co innego), jest bolesna i często nie do zniesienia. Przeżywałam to, gdy umarł mój piesek, z którym zżyta byłam praktycznie od urodzenia. Trzymam kciuki, aby jednak zmieniono zdanie ^^
Nie znam się na fotografii i też raczej mało mnie ona interesuje. Lubię się od czasu do czasu pobawić, ale nawet nie posiadam takiego sprzętu, robię to po prostu dla zabicia czasu :P Ale rady na przyszłość z pewnością się przydadzą ^^ Zwłaszcza, że wielu wymienionych zasad (jak nieposługiwanie się lampą wieczorami) nie przestrzegałam XD
;****
Jasne, że będę informowała :)
OdpowiedzUsuńA pamiętaj, że to dzięki mnie tak intensywnie zainteresowała Cię fotografia :P
OdpowiedzUsuńWiele dodawać nie muszę, bo jak te zdjęcia robię dobrze wiesz. Do tej pory brakowało mi jakoś inspiracji i mam tylko jedno zdjęcie, z którego jestem zadowolona. Od teraz jednak planuję zająć się tym na nowo, a taka notka była strzałem w dziesiątkę.
U mnie NN ;)
Jeśli nie masz nic przeciwko blogowym zabawom, to zostałaś przeze mnie otagowana :) Zapraszam na NN.
OdpowiedzUsuńA myślałam, że już nowa notka się pojawiła... :) ja ciągle czekam ;P
OdpowiedzUsuńNa od-nave.blogspot.com pojawiła się nn, zapraszam ;)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny opis, troszkę długi przez co występuje przerost treści nad formą ale dobre i to.
OdpowiedzUsuńCzekam na następne.
Moim zdaniem Gimp 2 nie jest wcale aż taki skomplikowany, ale to może dlatego, że od dawna z nim pacuję <D. Chociaż muszę przyznać że aby uzyskac naprawdę ciekawe efekty faktycznie trzeba dużo eksperymentować. Ja kilka ciekawych funkcji poznałam gdy mieliśmy lekcje obsługi tego programu na informatyce :D A pozatym: świetny wpis, naprawdę pomocny :3 Oby więcej takich.
OdpowiedzUsuń