sobota, 23 lutego 2013

20. Serce nadało nam pierwszy rytm

Witajcie, duszki. Na początek kilka wtrąceń informacyjnych. Mianowicie.. well, wybaczcie za jednodniowe opóźnienie w pisaniu, jednakże nieprzespane noce nie wychodzą mojej mamie najlepiej i nadchodzą kolejne szlabany i limity. Pozostawmy to bez związku, temat rzeka. Po drugie, dużo ważniejsze, zdecydowałam się nie rezygnować - nie mieszając wam w głowach - z tematyki głównej bloga, a jedynie ją rozwinąć. Z takiej racji posypie się trochę teorii i rad dla amatorów, od czasu do czasu polecę tego i tamtego artystę, bloga czy opowiadanie. Blog o tym, co kocham i co sama praktykuję, czyli twórczość. W miarę jak się uczę, postaram się wam także przekazywać coraz więcej cennych informacji w tym temacie. Sądzę, że to ostateczna tematyka, więc się nie martwcie. Tak, wiem, jestem niezdecydowana, ale chyba więcej modyfikacji nie jestem w stanie wprowadzić (: Po trzecie, mniej ważne, ale jednak, zastanawiam się nad wprowadzeniem wszystkich nazw DeviantARTa do oddzielnej notki i tam je uzupełniać, gdyż - prosta przyczyna - w miarę jak jestem bardziej tam aktywna, znajduję więcej wybitnych autorów i wkrótce menu będzie mierzyło kilometry, choć i w tej chwili rozciąga blog niemiłosiernie. Zapewne to zrobię, więc nie martwcie się, gdy pewnego dnia tak potrzebne wielu osobom nazwy znikną ze strony głównej. Poszukajcie notki z nimi w spisie wpisów, a na pewno się  nie zawiedziecie (: 
Czas mija nieubłaganie, u mnie ferie wolno zbliżają się ku końcowi. Nie wyobrażam sobie na czas teraźniejszy, bym rezolutnie wstawała o szóstej rano pięć dni z rzędu, by za wygrodzenie mieć tylko dwa dni odpoczynku - jak to było dotychczas. Przywykłam do nicnierobienia, nawet dotknęła mnie rutyna, gdy jestem zmuszona być przybita do mego domostwa. Pozostaje złapać w rękę kubeczek herbaty bądź innej płynnej, rozgrzewającej substancji i szukać, szukać, szukać inspiracji! Właściwie można powiedzieć, że to jedyne, co mi aktualnie pozostało.
Rozpoczęłam wraz z autorką bloga summit-creative (blog gorąco polecam każdej nastolatce) prowadzenie bloga z ocenami wariacki-podwieczorek (również zapraszam każdego, kto chciałby poznać opinię doświadczonych o swoim blogu, lub w przyszłości zostać jednym z nas), jako że moja humanistyczna dusza krytyka zbyt często się odzywa, a ja wyrabiam sobie podświadomie opinię zuchwałej. Coby dać temu upust w dobrej wierze, przyjęłyśmy w nasze skromne ramiona tematykę "Alicji w Krainie Czarów", co zadziałało na nas zaskakująco zbawiennie - nasze głowy o mało nie rozsadziły napływające pomysły. Polecam stan, lepszy niż po jakichkolwiek narkotykach czy innych używkach. Niemniej, po napisaniu pierwszej w swoim życiu recenzji poczułam, że mam szczerze dość patrzenia na komputer - trzy godziny ciągłego pisania, poprawek i nagłych zmian wykańcza. Ale przecież i Wilczku czeka, nadchodzi piątek! Zbudzona samoistnie zeszłego poranka, dokładnie po godzinie siódmej, wpadłam na całkiem spontaniczny pomysł przedstawienia tego, co tak bardzo przyda się wszystkim przyszłym artystom, czyli obudzenie w sobie inspiracji. Jak już wspomniałam, nie wyrobiłam się w półtorej godziny z napisaniem tego i przygotowaniem materiału - co prawda, mogłam to zrobić wcześniej, jak to robiłam niegdyś, lecz szalenie od tego odwykłam, wybaczcie. Dlatego właśnie notka pojawia się w sobotę. Postaram się zmniejszyć częstotliwość takich błędów w publikowaniu, rozmieszczając swoje prace w satysfakcjonującym stadium, które pozwoli mi nie odsuwać ich na później.
Podsumowując, notka na początek, jako że od czegoś zacząć trzeba, czyli jak pobudzić w sobie inspirację - tym razem przez muzykę. Prawdopodobnie notki tego typu będą się pojawiać co jakiś czas, bo to ważny wątek. Wypatrujcie. 

Każdy z nas ma w sobie inny rodzaj sztuki, to wie każdy artysta, nawet początkujący. Co innego budzi w nim inspirację, co innego go pobudza do działania, każdy ma inne kreski, inny styl pisania - nie znajdziesz dwóch osób tworzących w takim samym stylu. Może być podobny, ale nie identyczny. To jak linie papilarne. Wręcz zbyt podobnie. I choćby początkujący wzorował się na swoim idolu, i tak finalnie wyjdzie z tego ze swoim odrębnym stylem. Druga rzecz. Niektórzy mają w sobie nieskończoną wenę, inni poddadzą się za dziesiątym razem, kiedy im nie wyjdzie - ja na szczęście na początku nie miałam tego problemu. Ślepo zapatrzona w mą pierwszą idolkę, Naoko Takeuchi, czyli autorkę mangi Sailor Moon, a niebawem panią blueshinewolf z deviantARTa, starałam się jak najbardziej wzorować na jej photoshopowych dziełach swoje długopisowe koślawce, niezmordowanie katując nimi oczy długoletnich, doświadczonych profesjonalistów przez kilka lat. Kaleczyłam zarówno kartki, jak i swój przestarzały QuadPen Pentagrama. Nadszedł jednak czas, który pokazał, że wieloletnie, kilkugodzinne wypełnianie bazgrołami każdego skrawka kartki co dnia, miało swoje efekty. Dzisiaj nadal się uczę, ale jestem już na poziomie amatora, nie pod nim - jeśli można tak powiedzieć. Dlatego właśnie apeluję - nie poddawajcie się. Dążę do tego, że z weną bywa różnie, zależy właśnie od tego, czym się otaczamy. Oczywiście, wiele zależy od gustu, ale właśnie dziś postaram wam się podsunąć rzecz, która może w was ją obudzić - a przynajmniej znaczna jej część budzi ją we mnie. 

Muzyka. Czyli coś, co pobudza do działania, wywiera w nas agresję lub powoduje łzy - prowodyr największych emocji, które potrafią przejąć nad nami kontrolę w kilka minut, a już szczególnie kiedy łączy się ze wspomnieniami. Była, jest i będzie zawsze. Różne gatunki, nieskończona mieszanka, dla wielu ukochana od kołyski po śmierć, dla innych po prostu praca, ale jej piękno pod żadnym światłem się nie zmienia. Właśnie to jest w niej najcudowniejsze. W identyczny sposób oddziałuje na wielu artystów - budzi w nich emocje, a emocje = sztuka. Dla mnie praca nad rysunkiem czy pisanie musi się z nią wiązać. Czuję się wtedy na prawdę odprężona i skupiam się tylko na tym, co robię, nic mnie nie rozprasza. 
W zależności od tego, jakie brzmienia preferujemy, czy ostrzejsze, czy bardziej delikatne, różna muzyka może w nas ją budzić. Są jednak piosenkarze i zespoły, którzy bardziej od komercji cenią sobie przekaz, chwilami wylewający się przez piosenki, wybuchający z nich, robiący prawdziwe zamieszanie w sercu tworzących. Sama nie raz poznałam uczucie, gdy przy danej piosence wręcz rzucało mną i natychmiast musiałam się dorwać ołówka i kartki, narysować cokolwiek. Przedstawię wam te, które już dążyłam poznać. W skrócie opiszę  to, co wiem, podam przykłady - przesłuchajcie! A nuż dany artysta zdobędzie nowego idola?

Two Steps From Hell



Two Steps From Hell, czyli wytwórnia muzyczna skupiająca się na tworzeniu trailerów do gier i filmów, głównie fantasy i przygodowych. Dwaj twórcy, Thomas J. Bergersen oraz Nick Phoenix, angażując różnych artystów z całego świata, słynne chóry i instrumenty, tworzą muzykę od lutego 2006 roku w Santa Monica w Californii. Z pewnością słyszeliście ich twory w słynnych produkcjach jak Harry Potter, Zmierzch, Star Trek, X-Men, Avatar, Tron czy Indiana Jones. Ich utwory rozbrzmiewają również czasem na meczach, towarzysząc piłkarzom przy wejściu na murawę, jak "Everlasting" podczas wręczania medali Hiszpanom po wygranym meczu z Włochami, czy "Heart of Courage" przy Mistrzostwach Europy w Piłce Nożnej 2012.
Ich muzyka jest określana jako "epic music", gdyż, jak już wspomniałam, wywołuje silne emocje przez wniosły akompaniament wręcz anielskich chórów i wspaniałej muzyki orkiestry - co wcale nie znaczy, że to muzyka klasyczna, o nie, nie! To coś o wiele bardziej inspirującego i budzącego w sercu nieznane nam drgania. Podane wyżej piosenki są moimi aktualnymi faworytami, choć nie raz już się przekonałam, że stworzyli zbyt wiele utworów, by się przekonać, że zna się je wszystkie, a więc zapewne to się nie raz jeszcze zmieni.
Mają różnego rodzaju brzmienia. Agresywne, może i nawet lekko rockowe, jak w albumie "Nero", a także delikatne, wzniosłe i pełne śpiewów, jak w "Skyworld". Co jest tak inspirujące? W ich muzyce nie ma tekstu. Jeśli jest, prawdopodobnie śpiewana po "zmyślańsku", lub w rzadkim języku, a ma na celu wywołanie w słuchaczu dodatkowych emocji, związanych ze słyszanym, pięknym głosem - istotnie, wybierane śpiewaczki mają głos jak syreny.
Mogę z czystym sercem powiedzieć, że od kiedy ich poznałam, nie było dnia kiedy bym ich nie słuchała, lub rysunku, którego bym przy nich nie rysowała - no, może pojedyncze jednostki. Uzależniają wyjątkowo swoją muzyką, choć trzeba mieć w sobie odpowiednio rozwinięty zmysł estetyki i wrażliwości, by docenić ją do głębi. Polecam. 

Imagine Dragons


Zespół, który poznałam zupełnie niedawno. Zespół, który obudził we mnie tak ogromne emocje i zapotrzebowanie na tworzenie - a w związku z tym gorąco polecam. Znałam go, co prawda, wcześniej, ale ledwo obił mi się o uszy. Tymczasem los chciał, bym na niego natrafiła pewnego ranka na stacji MTV Live, mianowicie na piosenkę "Radioactive". Zakochałam się bez pamięci. 
Pojawili się w roku 2008, w Las Vegas w stanie Nevada, USA. Grają indie rock i rock alternatywny., których jestem prawdziwą fanką. Obecny skład zespołu liczy Dana Reynoldsa, jako wokalistę i grającego na instrumentach klawiszowych, Kazaniego Wayne'a, grającego na gitarze, Bena McKee od basu i Daniela Patzmana, operującego perkusją. Całkiem niedawno, bo w roku 2012, wydali swój pierwszy longplay zatytułowany "Night Visions", promujący singiel "It's time", który ostatnimi czasy wspina się prężnie po listach przebojów w stacjach radiowych i telewizyjnych. Zespół młodziutki. Nie afiszują się, nie robią skandali. Muzyka mająca swój charakter, nie podlegająca żadnym konkretnym wzorcom. Mnie osobiście przypomina nieco twórczość słynnego Coldplay, lecz to tylko lepiej.

Skrillex



A teraz coś znanego - Skrillex. Twórca, od którego dubstep połączony z house i electro stał się słynny, a jego muzyka rozpoznawalna. Lubię go czasem posłuchać (polecam jadąc autem, świetnie podkreśla prędkość z jaką się poruszamy), lecz też niezbyt często. To muzyka, jak to ma w zwyczaju ten gatunek, nadzwyczaj pobudzająca, dlatego też odradzam słuchania nocą, jeśli macie w planach szybko zasnąć. Niektórzy będą się przy niej denerwować, inni dostaną takiego kopa energetycznego, że nie wytrzymają, by natychmiast czegoś nie stworzyć. Kim więc jest słynny Skrillex? 
Sonny John Moore, amerykański producent muzyki tanecznej, urodzony 15 styczna 1988 roku, jak podaje Wikipedia. Wychowany w Los Angeles w Californii, swoją podróż po świecie muzyki rozpoczął dołączając do grupy post-hardcorowej First to Last w 2004 roku. Nagrał dwa albumy studyjne, po czym odszedł, rozpoczynając pracę solową trzy lata później, zaczynając swą pierwszą trasę. Dołączył do Alternative Press Tour. W roku 2009 miał zamiar wydać album, jednak ponownie postanowił działać na własną rękę, pod pseudonimem Skrillex. Po wydaniu "My name is Skrillex" i "Scary Monsters and Nice Spirites", szybko zebrał wszelakie nagrody Grammy i stanął obok tak wybitnych twórców jak David Guetta. Jego najsłynniejszy album zwie się "Bangarang". Został światowym artystą, a jego twórczości przelewają się przez każde większe show, zaś koncerty z jego udziałem odznaczają się nadzwyczajną kosztownością.

Lana Del Rey


Elizabeth Woolridge Grant, urodzona 21 czerwca 1986 roku w Nowym Jorku, słynna po utworze "Video Games", piękna córka milionera Roba Granta. Tworzy indie pop. Nazywana przez krytyków "gangsta Nancy Sinatra". Jej pseudonim pochodzi od hollywoodzkiej gwiazdy Lany Turner i Forda Del Rey. Artystka prawdopodobnie wypromowana przez bogatego ojca, wokalistka, autorka tekstów i modelka.
Jej muzyka ma w sobie to, że.. po prostu się nie starzeje. Nic dziwnego - jej inspiracja kładzie cień na tak wybitnych i nieśmiertelnych artystów, jak Kurt Cobain. Właśnie taka twórczość ma w sobie to coś. Na pierwsze przesłuchanie nie da rady się nią oczarować, trzeba ją przesłuchać kilka razy, oswoić się z nią. W podobnym nurcie są tworzone jej teledyski. To jest w niej tak niezwykłe - nie stawia na skandale, a jej muzyka jest popularna, gdyż po prostu się nie nudzi. Nie jest typową artystką XXI wieku, dlatego ma tak wielu fanów. Szczerze mówiąc, gdy pierwszy raz przesłuchałam "Video Games" - utwór, z którym wybiła się ponownie na wyżyny - nie mogłam uwierzyć własnym oczom, że jest on tak młody. 
Nie trzeba nikomu powtarzać, że od takich twórców wręcz płonie dziki ogień inspiracji. Jej muzyka ma w sobie zadziorność, ale i spokój, a i także owe nieśmiertelne elementy. 

Coldplay


Kolejny zespół tryskający nieśmiertelnością i nienudzącym się charakterem. Choć słynni, nie szczycą się skandalami, robią co do nich należy, co wychodzi im niesamowicie. Ich utwór "Clocks" został piosenką dekady. Tworzą spokojny rock alternatywny. Wręcz idealni do przesłuchania gdy się tworzy. 
Jest to brytyjski zespół, założony w roku 1996, liczący Guya Berrymana, Jonathana Bucklanda, Chrisa Martina i Willa Championa. Jedną z ich najsłynniejszych piosenek jest "Viva la Vida".
Nieskończenie inspirujący, nie raz dawali mi powód do kolejnego rysunku, czy opowiadania. W utworze "Paradise" zakochałam się bez pamięci i do dziś drży mi serce gdy go słucham. Mam świadomość, jak wiele osób go zna, jednak nie wszyscy doceniają. Czas, by się do zmieniło! Gorąco polecam.

Owl City



Adam Young, amerykański sythpopowy artysta. Sam gra na wielu instrumentach, a jego przygoda z muzyką zaczęła się od niepozornego nagrywania w piwnicy rodziców, spowodowanego jego kłopotami z bezsennością. Po wydaniu albumu "Ocean Eyes" - który pokrył się złotem w Stanach Zjednoczonych i utworze "Fireflies", który stanął na wyżynach Billboard Hot 100, stał się popularny, niemniej nie szczyci się tym i nie słyszałam ani jednego skandalu z nim związanego, od kiedy go znam, a znam już długi czas. Jego ostatni, popularny singiel to "Shooting star", a jeszcze tak niedawno stworzył wraz z rosnącą w popularność Carly Rae Jepsen singiel "Good time".
Jego muzyka jest rozpoznawalna, gdyż niewielu tworzy teraz synthpop. Nie wszystkim też to się podoba, ale świetności jego utworów zaprzeczyć nie można. Są oryginalne, dźwięczne, wpadające w ucho, miłe i zdecydowanie inspirujące. Znam niejednego artystę, który go słucha, np. ryushay z deviantARTa. Jak widać w jej galerii, słowa te są czystą prawdą.

Ed Sheeran


Ed Sheeran, żywa odpowiedź na miażdżący stereotyp dzisiejszych czasów, że rudy jest gorszy. Chłopak, a tym samym kolejny wybitny artysta, tworzący muzykę, która się nie nudzi, a wręcz wylewa się z niej chęć zmiany tego chorego świata. Ed wydaje się być na prawdę miłą i ciepłą osobą, tworzy muzykę która przemawia do ludzi, a tym samym staje się coraz popularniejszy - mimo to, jak powyżsi, nie zależy mu na pieniądzach, a więc komercja nie wchodzi w grę. Oby nie zmieniał się jak najdłużej, kochamy jego twory!
Edward Christopher Sheeran, urodzony 17 lutego 1991 w Halifax w Anglii, autor tekstów, piosenkarz i producent, zaczął pisać w 2005 roku. Popularność przyniósł mu utwór "The A Team", wydany w 2011 roku, dalej już, cóż, działo się samo i dzieje się nadal. Tworzy muzykę akustyczną i folk. 
Gorąco go polecam, chłopak potrzebuje waszego wsparcia, nie omieszkam od zdania, że jest nadzieją muzyczną dla rynku opanowanego płytkimi tekstami i artystami jednego przeboju.

To chyba tyle, co chciałam wam ukazać. W tej notce chciałam dać każdy rodzaj inspiracji, jednak jest tego zbyt wiele, dlatego postawiłam na rozłożenie tego w oddzielnej kategorii. Każdego z powyższych autorów kocham tak samo, podani są moją największą inspiracją. 
A wy? Macie swoich ulubionych artystów? Pchają oni was ku lepszemu, czy budzą złe bodźce? Kto jest waszym idolem?
Dziękuję z góry za przeczytanie i komentarze, to wiele dla mnie znaczy (: Tymczasem, miłego weekendu. I do piątku!

4 komentarze:

  1. Hejka ;3
    O matko, a to ja myślałam, że piszę długie notki XD Dobra, mniejsza z tym, jedziemy po kolei ;)
    Mi również ferie się kończą T^T Nie mam pojęcia jak te 2 tygodnie zdązyły tak szybko zlecieć... Not fair =.= Ale z drugiej strony stęskniłam się za moimi debilami ^.^
    Na waszą ocenialnię już zaglądałam i przyznać muszę, że zapowiada się ciekawie, więc z pewnością będę wpadać ;)
    Poddawanie się to ogromny błąd, dlatego w pełni się z tobą zgadzam. Trzeba dążyć do celu, pokonując przeszkody, inaczej możemy nigdy nie odkryć swych talentów i/lub nie spełnić marzeń.
    To głównie z muzyki czerpię wszelkie inspiracje, nie potrafiłabym bez niej żyć *-* Jest sporą cząstką mnie.
    Faktycznie, z Two Steps From Hell spotkałam się już w niejednej produkcji. Są nieźli, ale nie mogłabym słuchać ich na co dzień, to nie mój gatunek :P Imagine Dragons już za to trochę bardziej trafiają w mój gust ^^ A Skrillexa, Owl City i Lany Del Rey jestem fanką już od jakiegoś czasu ;D Coldplay jakoś do mnie nie przemawia. A o Edzie Sheeronie szczerze mówiąc prawie nie słyszałam.
    Proszę o informowaniu o nn, oczywiście ;***

    OdpowiedzUsuń
  2. Dwa tygodnie ferii minęły zdecydowanie zbyt szybko. Po ostatniej wywiadówce chyba będę teraz oczekiwać na weekend naprawdę zawzięcie.
    Moje zdanie o większości tych wykonawców znasz, ale pozwolę sobie przybliżyć je innym, a nóż ktoś ten komentarz przeczyta :P

    Two Steps From Hell - w zależności od gatunku zwracam uwagę bardziej albo na słowa, albo na rytm - w tym przypadku słów nie ma wcale, więc nie przemawia to do mnie.

    Imagine Dragons - poznałam niedawno, mam wśród ich utworów kilka ulubionych piosenek. Rzeczywiście przypominają Coldplay, ale to chyba jednak ich wolę bardziej.

    Skrillexa i Owl City uwielbiam pod każdym względem, mimo że tworzą oni oboje tak odmienną muzykę - przeciwieństwa wyraźnie się przyciągają i oboje zdołali zawładnąć moim sercem.

    Do Lany Del Ray jakoś nie ciągną mnie żadne konkretne uczucia, chyba raczej też nie jest w moim typie. A Eda Sheraana znam od niedawna, ale zamierzam zagłębić się w jego twórczość.

    Pozdrawiam :)


    OdpowiedzUsuń
  3. Mój Skrillex<3 Uwielbiam go! Mi jego muzyka daje kopa, jest lekiem na każde zło i słucham jego muzyki nawet w nocy:) reszty artystów nie kojarzę, ale postaram sie zapoznać:]

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzień bez muzyki Two Steps from Hell jest dniem straconym!

    OdpowiedzUsuń