niedziela, 7 lipca 2013

30. Zjednoczeni na swój sposób

Tydzień za pasem. Tydzień prawdziwych emocji, wzlotów, upadków, uczuć. Tydzień skrajności, przede wszystkim. I przestawienia się. 
Bo jak tu przyzwyczaić się do charczącego, wzdychającego, warczącego i szczekającego małego niedźwiedzia, po przestawieniu się z kota, którego niemal w domu nie było - tak był cichy? To chyba pierwsze, co mi przyszło z trudnością. Tym bardziej to, że mam bardzo lekki sen, a młody wybrał sobie noc jako godziny największych harców. Pierwsze noce minęły hałaśliwie - dopiero po drugiej dobie przekonałam się, czym hałasuje najbardziej i jak to uniemożliwić - kable pochowane, drobne zabawki, przedmioty - wszystko, co w jego zasięgu. Zostaje jego kocyk i zabawki. I spokojnie mogę pospać do 7. 
Stety-nie-stety, nadeszły problemy innej wagi, jak chociażby to, że jego zdrowie ma się nie najlepiej. Przez nieodpowiedzialność poprzedniej właścicielki musiałam mu zmienić gwałtownie żywienie, więc nabawił się biegunki. Głodówka i lekkostrawne żywienie, czyli ryżyk, mięsko i warzywa. Druga rzecz, również z jej winy - piesek był nieodrobaczany, i gdy powoli wychodził z pełną ręką z niestrawności, plantacje robali zaczęły go męczyć, wydostając się obiema stronami (szkoda, że o 6..). Musimy jak najszybciej się tym zając, tym bardziej, że mnie wijące glisty przerażają równie bardzo, jak Fadulca. 
Problemem również mogę nazwać jego niebotyczny apetyt. Gdy tylko poczuje jedzenie, dostaje wariacji, zaczyna się szczekanie z ekscytacji i robienie wszystkiego, by tylko się dostać do pożywienia. Ostatnio wpadł w pisk, gdy nie pozwoliłam mu skosztować makaronu z kakao. Dziś zrobił mi awanturę, że mu nie daję szybko jedzenia, tylko powoli przygotowuję, na co odłożyłam wszystko i poszłam sobie. Protest trwał jeszcze długo. Miskę dostał dopiero wtedy, kiedy usiadł i uspokoił się na komendę, więc pracujemy nad tym. Nie przeszkadza mi to tak bardzo, jak to, że bardzo mądre mohery z mojego osiedla wywalają pomyje na trawniki, a pies zaczyna szaleć - i ani mowy o spacerze, reagowaniu na wołanie, zabawie, nauce komend czy załatwieniu się - i nawet z odległości kilku bloków dalej rzuci się w pogoń, by tylko dostać się do żarcia. Zmądrzejcie panie drogie, zamiast o 6 latać do kościółka i szastać plotkami na prawo i lewo.
I oczywiście coś, co zapewne spotkało każdego posiadacza młodego czworonoga - "jaki słodki!", "jaki cudowny!", "jaka to rasa?", "kundel? Nie wygląda!", "kundelki są najlepsze!", "jaki malutki!", "ile ma?". Byłoby to przyjemne, gdyby nie to, że każdego spaceru zdarza się to 9858957587 razy. Po takim czasie może irytować. Ba, to jeszcze nic! Bo przecież to obraza majestatu spytać proste "mogę pogłaskać?". O, nie, nie. Nie chodzi tylko o dzieci. Dorośli tak samo. Wołają go, wytrącają z równowagi i skupienia, podnoszą i całują. Dzieciaki robią to bardziej nagminnie, ale żeby tak dorośli? Ostatnio spotkała mnie sytuacja, kiedy byliśmy na spacerze po odpchleniu, że mimo próśb, by nie dotykano psa, dzieciaki brały go na ręce, a dorośli głaskali w najlepsze. Jedna dziewczynka w sekundzie mojej nieuwagi, zadowolona z siebie, tachając wielkiego Fado na rękach, szła do znajomych. Bo i "mamo, jaki śliczny! Weźmiemy go do domu?!", ku mojemu zgorszeniu, nie brakuje. Tym bardziej, że stoję zaraz obok psa. Ale to i tak wszystko był pikuś przy sytuacji, gdy jakaś kobieta z wrzaskiem zaczęła na mnie lecieć gdy niosłam Fado przez ruchliwy chodnik na rękach, po czym dopadła go i zaczęła całować. Przeraziłam się chyba bardziej od niego. Potęguje to fakt, że Fado leci za każdym przechodniem. W takich chwilach chciałabym, by szczenięctwo już minęło, a potężny Fadzi brytan budził respekt, a nie niepoprawny szał kobiet.. 
Nie znaczy to jednak, że tylko niemiłe rzeczy mnie spotykają. Bo choć wychowanie go czasem jest ciężkie i męczące, nic nie zastąpi rozpłaszczonej mordy na rogu łóżka, gdy się budzę, radości z michy, zabawy, wracania do domu czy nauki komend. Jest to pojętny uczeń i pocieszny maluch. Pięknie łapie, co wolno, a co nie, choć lubi nadszarpnąć nerwy. Wie, co jest jego - sam chętnie ingeruje w to, gdzie będzie leżeć jego kocyk czy zabawki. Ładnie zostaje też sam. Wczoraj miał pierwsze spotkanie i wyjazd - festyn w niedalekim mieście i wizyta u rodziny. Jak wspominałam, jest rozkojarzony ilością ludzi, ale nie boi się w żaden sposób muzyki i gwałtownych sytuacji. Bawił się wczoraj cudownie z psami babci, choć jeden z nich nie zaakceptował go - Fado go rozruszał i wkrótce wszystkie trzy kity merdały w świetnej zabawie. Także taka głupia rzez, jak rozmowa z wiernym, psim słuchaczem, to jednak coś, czego mi brakowało podczas posiadania kota, który miał mnie gdzieś. 
Za to wszystko, on sam, pies, to zupełnie wystarczająca zapłata. 

Młodziak rośnie, a z nim pierwsze scenki, zachowania, zajawki, zabawki. Widać, jak poprawiła mu się sylwetka, wydłużyły uszy i zaniżył szczek przez ten krótki tydzień. Waży już prawie 4kg, ok. 25 cm w kłębie. Wyrośnie z niego mój wymarzony, wielki pies - prawdopodobnie osiągnie wielkość prawdziwego labradora, jeśli nie więcej. To prawdziwa duma, widzieć, jak się rozwija i wiedzieć, że to dzięki nam i nikomu więcej. Wychowanie wzięłam w swoje ręce. Tyle się do tego przygotowywałam, że nie mogę dać plamy. Mama czasem protestuje i uważa, że przesadzam, na zachowania, które powinny być zupełną normą. Cóż ja poradzę, że normalnie psy traktuje się inaczej, niż powinno? I tak mam czasem wrażenie, że go zaniedbuję i robię za mało, szukając rzeczy, którą jeszcze mogę zrobić - ale to chyba syndrom każdego początkującego właściciela. 

Są i pierwsze zdjęcia, które warto tu ukazać i wspomnieć o nich kilka słów. Z góry przepraszam za jakość ich i zdjęć przyszłych, dysponuję tylko aparatem w smartfonie.



Ujmijmy to tak - Fado i mój brat to dwa niekończące się w mocy dynamo, które się wzajemnie uzupełniają. Po prostu. Jedno zacznie krzyczeć, zaraz drugie w pisk, jedno je, drugie musi filować. Ale jak już jedno się bawi, to drugie zdecydowanie nie odpuści! Widać więc w Fadosiu pierwszą, jedną z najważniejszych cech laba - z dziećmi z pan brat!




Jak widać na załączonych obrazkach, chwila z zabawy i miłości Fado do mlecznych szejków. A kubek to oczywiście wspaniały gryzak.




Tak wygląda Fado po zabawie. Pada tam, gdzie stoi i śpi.



Ze względu na to, że nie mam zbytnio kasy, gdyż ta poszła na pierwszą wyprawkę, jako zabawki Fado sobie "wziął" piłkę i moje maskotki. Ze względu na jego wielką słabość do sznurówek, biorąc przykład z poradników na to, jak samemu wykonać zabawki dla pupili, wzięłam dwie pary w dwóch kolorach długich sznurówek do trampek, zasupłałam i splotłam w mocny warkocz. Jak widać, Fado ma uciechę, a jak długo wytrzyma ta samoróbka szarpaka - czas pokaże.



Wszędzie dobrze, ale z pańcią najlepiej!

5 komentarzy:

  1. Ja się nie dziwię, że tyle komplementów otrzymał ^^ słodziak :D aż by się potargało to mięciutkie futerko :D

    Chyba wszystkie małe ssaki spać nie dają, Arbuz na początku trzymany był w dużym kartonie, żeby sobie nocą krzywdy nie zrobił, ogólnie więcej spał, ale jak tylko usłyszał, że ktoś chodzi po mieszkaniu zaczynał piszczeć dopóki się go nie wypuściło i nie wzięło na ręce, od małego pieszczocha z niego była XD
    Kiedyś mi stracha nabawił bo małe toto było jak moja dłoń(właściwie nie powinno się brać takich małych kociaków, ale właścicielka chciała się go jak najszybciej pozbyć. Miał ledwo miesiąc a zanim do mnie trafił zdążył zwiedzić 3 różne domy)wypuściłam go z kartonu, żeby pobiegał troszkę, bawił się na podłodze ale moje ucho rejestrowało,że gdzieś tam jest i gi. Po jakimś czasie zrobiło się cicho... szukam po całym mieszkaniu, wszędzie zajrzałam, nie ma kota, łzy w oczach bo nie wiem co się stało, mówię do Pestki "szukaj Arbuza, gdzie jest Arbuz?". Mądra kocica znalazła malucha, wcisnął się w mikroskopijną szczelinę między pudełka z butami i słodko zasnął :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To zaczepianie ludzi to z pewnością coś okropnego dla właściciela. Choć ja sama często zaczepiam psiaki ale tylko jak one do mnie podlatują itp. Nie jak właściciel idzie z nim na smyczy. Kiedy byłam młodsza to właśnie było tak że latałam do każdego psa na spacerze. Inni właściciele byli mili rozmawiali o psie pozwolili go pogłaskać bo przecież wcześniej raczyłoby się zapytać czy można i jak się wabi. itp. Ale przyznam widok takiego uroczego malucha z pewnością musi zachwycać. ^^

    http://dorota-nevergiveup.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ba, u pani zawsze dobrze!
    Czyli zabawa musiała być udana, i aktywna!
    Pozdrawiam!
    Kinga&Stefan.

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratuluję szczeniaka! :D
    Z takimi namolnymi ludźmi trzeba krótko i konkretnie, mów po prostu, że sobie nie życzysz głaskania/wołania/ciumkania ;). Takie podlatywanie i wyciąganie łap bez pytania to dla mnie straszny brak kultury, ciekawe czy ci sami ludzie na widok ludzkich dzieci też tak podbiegają, łapią na rączki i ciumkają :P. No i psa też warto uczyć, że jesteśmy fajniejsi niż obcy ludzie :).

    OdpowiedzUsuń